Opera i Filharmonia Podlaska zaprasza na nowe „Poniedziałki muzyczne”. Nowe, bo z organami i znakomitym organistą w roli głównej. Tym organistą jest Rafał Sulima, który na Uniwersytecie Muzycznym w Białymstoku uczy gry na organach, śpiewu i akompaniamentu liturgicznego. Tym razem uczył nie studentów, a „zmierzył się” z żywiołem z klas I-III szkół podstawowych. Oj, działo się, działo – o czym opowiada w swoim felietonie Wojciech Koronkiewicz:
Opera uczy dzieci łaciny i pokazuje wielkie organy!!!
Widownia kipi i wrze. Dzieciaki wiercą się w fotelach i gadają jak najęte. Ktoś kogoś pociągnął za włosy, ktoś płacze, ktoś się śmieje, ktoś zgubił coś pod fotelem i kiedy człowiek patrzy na twarze nauczycielek, dziękuje Bogu, że ma inną pracę. Armagedon.
Gasną światła. Po sali idzie szmer uznania. Ooooo! Po poręczy zjeżdża wielki pajac. Śpiewa „Pa, pa pa”, w loży podnosi się wielka lalka śpiewając „Pa pa, pa pa”. To przecież Mozart! Aria „Papageno z Czarodziejskiego Fletu”. Dzieciom Mozarta śpiewają? Chyba ich porąbało! Łobuzy zasną na tym w trymiga albo puszczą Operę z dymem.
Tymczasem przecieram oczy ze zdumienia. Bo postaci rodem z komedii dell’arte zaczynają uczyć dzieci śpiewania Mozarta. Dzieci z klas 1-3?!!!
I te dzieciaki śpiewają!!!!!!! Przysięgam z ręką na sercu! Świadków mam na to nawet! Dzieciaki śpiewały fragment „Czarodziejskiego fletu” Wolfganga Amadeusza Mozarta!!!! I to wcale nie pod przymusem. Same chciały.
Potem było jeszcze lepiej. Artyści na scenie używali takich słów jak: akompaniament, inspicjent, orkiestron. Spod ziemi zaś wyrosły… najprawdziwsze organy. Przysięgam! Z ręką na sercu! Tak było!!!!
Potem zaś było jeszcze lepiej. Organista opowiedział o budowie organów. I nikt przy tym nie zasnął!! 4 klawiatury górne nazywają się manuały, od łacińskiego słowa manus – czyli ręka. Dzieciaki chłonęły łacinę jak gąbka. Same ręce do góry wyciągały. A wtedy organista zaczął grać na organach….nogami! Bo jest też dolna klawiatura, czyli nożna, czyli pedał. To właśnie dolną wyciągnąć można z organów dźwięki najniższe. „Czujecie jak ziemia drży?” - woła prowadzący. A dzieciaki wstają między rzędami i próbują poczuć. Potem zaś szukają 5000 – tak, tak, pięciu tysięcy piszczałek, z których złożone są organy Opery i Filharmonii Podlaskiej.
Potem choć trudno w to uwierzyć – jest jeszcze lepiej. Bo kalikant..., tak, tak dzieci poznają znaczenie słowa kalikant! Więc ów kalikant, z pięciuset dzieci na widowni buduje organy i pompuje w nie powietrze! Napompował pięćset dzieci i kilkanaście nauczycielek. Piszczałki z nich zrobił. Ależ piszczały! Potem po scenie pływała łódka, z sufitu zleciał facet z walizką instrumentów i pistoletem, strzelił do organisty, nie trafił i uciekł. Latały papugi, biegały niedźwiedzie, dzieci dyrygowały orkiestrą. Na zakończenie odśpiewano raz jeszcze „Papageno” i organy wraz z organistą, pajacami, papugą i niedźwiedziem zapadły się pod ziemię.
Przysięgam! Tak to właśnie wyglądało. I jeśli ktoś nie zabierze swego dziecka do Opery, ten trąba! Pa pa pa Papagena! Papageno!
Fotorelacja Michała Hellera/OiFP
Poniedziałki muzyczne 04.11.2013